Niewiele na świecie jest państw podobnych do Polski, które mogłyby pochwalić się tak bogatym zasobem wyjątkowych obyczajów. Choć wydawać by się mogło, że stanowią one wartość wyłącznie dla Polaków, w rzeczywistości niektóre z polskich dobrodziejstw kulturowych doceniono na arenie międzynarodowej. Mowa tutaj przede wszystkim o flisactwie – wiekowej tradycji, która została wpisana na Reprezentatywną Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości UNESCO. Co tak naprawdę kryje się za terminem “flisactwo”, czym zajmowali się flisacy i czy jeszcze możemy ich spotkać? Zapraszamy do lektury.
Flisactwo | Co to znaczy?
Na dźwięk takich haseł jak flis, flisak, flisactwo, część osób – w szczególności reprezentantów młodego pokolenia – zastyga w bezruchu. Choć powyższe terminy niegdyś słyszane były na porządku dziennym, a osoby pracujące w tym zawodzie stanowiły filar branży transportowej, dziś mało kto o nich pamięta. Niestety, realia obecnych czasów stopniowo odsuwają nas od wieloletnich tradycji, a ich pielęgnacją zajmuje się coraz mniej osób.
Warto więc zacząć od podstaw: flisactwo – co to znaczy? Flisactwem dawniej określało się przewóz różnego rodzaju towarów rzekami, dziś natomiast pojęcie to ściśle związane jest z turystyką. Obecnie bowiem na flisackich łodziach (głównie replikach) przewozi się turystów. Za stolicę tradycji flisackiej uznaje się Ulanów – miasteczko w województwie podkarpackim, leżące u ujścia Tanwi do rzeki San. Nie tylko budowano tutaj nowe tratwy, ale także szkolono młodych flisaków, którzy później zajmowali się spławem rzecznym po Narwi, Bugu, Sanie, Wieprzu oraz oczywiście Wiśle.
Kim byli flisacy?
Jak sama nazwa wskazuje, flisacy – zwani również flisami, orylami, fliśnikami – to osoby trudniące się rzecznym spławem towarów. Z reguły zawodem tym zajmowała się ludność chłopska – w czasie sezonu wiosenno-letniego zbywali oni produkowane przez siebie wyroby w większych miastach, oddalonych od ich miejsca zamieszkania często o setki kilometrów. Choć z początku flisactwem nie trudniło się dużo osób, z czasem wspomniana grupa zawodowa zaczęła się powiększać, aż w końcu rozrosła się do imponujących rozmiarów. Z tego też powodu, w XVII wieku stworzono przypominającą cech miejski organizację, której członkowie – flisacy – objęci byli licznymi uprawnieniami. Była to głównie zasługa Władysława IV Wazy, który nadał im przywileje cechowe.
Na czele flisackiej załogi stał retman. Sprawował on dowództwo nad tratwą, a od jego umiejętności i wiedzy zależało zdrowie i życie orylów. Retman płynął na czele konwoju, na tak zwanym retmaniaku. To on zajmował się wyznaczeniem trasy podróży, a jego autorytet był tak silny, że żaden flisak nie miał odwagi mu się sprzeciwić. Najlepsi retmani szkolili się w Ulanowie – to właśnie tam doskonalili swój fach i nabywali wiedzę na temat polskich rzek.
Flisactwo w średniowieczu
Choć w dawnych czasach flisacy poruszali się po praktycznie wszystkich rzekach w Polsce, najwięcej towarów przewożonych było Wisłą do słynnego Grodu Neptuna – miasta Gdańsk. W XVI wieku transportowano tam głównie drewno i zboże, ale zdarzały się również łodzie załadowane owocami, wyrobami garncarskimi, skórami zwierzęcymi, linami, woskiem, miodem oraz płótnem. Pojedynczy spław mógł składać się z kilku połączonych ze sobą linami tratw, których łączna długość niekiedy sięgała 170 metrów.
Sterowanie takim konwojem nie było prostym zadaniem. Kierunek obierano przy pomocy około 10-metrowych wioseł, zwanych drygawkami. Umiejscowione były one zarówno na pierwszej tratwie (głowa) oraz ostatniej (col). Rolę hamulca pełniły natomiast siedmiometrowe, zaostrzone drewniane pale brzozowe lub bukowe, zwane śrykami. Ponieważ pojedynczy kurs trwał nawet miesiąc, flisacy musieli wygospodarować na swoich tratwach miejsce do spania – zazwyczaj pokryte słomą – oraz palenisko, przy którym spożywali, między innymi, chleb flisacki.
Chleb flisacki
Oryginalnie nazywany chrupackim, chleb flisacki to nieodłączny element związany z zawodem flisaka. Podobnie jak i całe flisactwo, wypiek ten jest ściśle związany z Ulanowem. Choć nie znamy dokładnej daty jego powstania, wiadomo, że było to w okolicach drugiej połowy XIX wieku. Chleb flisacki wypiekany był przez żony, córki oraz matki chłopów trudniących się flisactwem w Ulanowie. Jego bazę stanowiły lokalne produkty, głównie mąka razowa i żytnia, bądź też zwykła z dodatkiem skwarków z przetopionego smalcu lub słoniny.
Jak jednak dokładnie wyglądał proces wypiekania chleba flisackiego? Zazwyczaj po utworzeniu masy chlebowej, tuż przed wsadzeniem jej do pieca, całość zagniatano z tłustymi dodatkami – w tym “suchymi” skwarkami. Chleb formowano w duże bochenki, które następnie wkładano do pieca w blaszanych brytfankach. Taki wypiek stanowił jeden z najważniejszych produktów w jadłospisie flisaków – był pożywny, smaczny, a przy tym potrafił zachować swoją świeżość na dość długi okres czasu.
Jak wyglądał dzień flisaka?
Po załadowaniu tratw i rozpoczęciu spławu, rzadko schodziło się na ląd. Oczywiście, dużą kwestię odgrywała tutaj chęć zaoszczędzenia czasu, jednak większość flisaków po prostu kochała być na wodzie. Na tratwach spano, gotowano oraz jedzono. Retman odpoczywał w tzw. retmance – stylizowanym domku pokrytym słomą. Oryle natomiast mieli swoje “budy”, którymi nazywano tradycyjne szałasy. Wspomniane konstrukcje znajdowały się oczywiście na tratwach, a członkowie załogi spali zgodnie z ustalonym systemem wachtowym.
Rano i wieczorem flisacy wznosili modlitwy do swojej patronki, św. Barbary. Najczęściej celebrowali jej osobę śpiewając dedykowane dzieła, liczące nawet piętnaście zwrotek. “Kiedy ranne wstają zorze” to utwór, który bardzo często towarzyszył orylom o poranku. Poprzez jego śpiewanie, wyrażali wdzięczność Bogu i prosili go o opiekę podczas pobytu na wodzie. Wszystkie te rytuały praktykowane były codziennie przez kilka tygodni, aż do momentu dopłynięcia przez flisaków do miejsca docelowego.
Jak flisacy wracali do domu?
Jak zostało wspomniane wcześniej, dopłynięcie do upragnionej destynacji – najczęściej Gdańska – trwało kilka tygodni. Nie był to jednak koniec podróży dla oryli. Po zbyciu wszystkich towarów udawali się oni w drogę powrotną – piechotą. Taka wyprawa zazwyczaj trwała minimum dwa tygodnie, jednak często ulegała wydłużeniu. Choć niektórzy flisowie sprzedawali swoje tratwy w mieście, część z nich ciągnęła je przez setki kilometrów do swojej rodzinnej wsi. W ramach rekompensaty za długą rozłąkę, za zarobione pieniądzy oryle kupowali swoim żonom korale z bursztynów bądź piękne, zdobione chusty.
Niektóre źródła mówią, że po powrocie – w obawie przed nieznanymi chorobami lub zarazą – flisacy z Ulanowa musieli odbyć dwutygodniową kwarantannę w miejscowości o nazwie Czekaj. Dopiero po tym czasie mogli w końcu spotkać się ze swoją rodziną.
Zawód flisak
Do momentu wybuchu I wojny światowej, flisactwo dość prężnie się rozwijało. Niestety, restrykcje nałożone przez zaborców sprawiły, że jedynym wówczas wartościowym towarem stało się drewno – po czasie jednak i jego sprzedaż przestała się opłacać. Do tego rozwój żelaznej kolei, która umożliwiała o wiele szybszy i efektywniejszy transport sprawił, że spław rzeczny zaczął odchodzić w niepamięć. Oryle zaczęli zatrudniać się do innych prac, a nadrzeczne warsztaty stopniowo upadały. Kilkadziesiąt lat później – po zakończeniu II wojny światowej – flis długodystansowy do Gdańska zupełnie przestał istnieć, podobnie jak i zawód flisaka. Ostatni zarobkowy spław rzeczny odbył się w 1968 roku – od tego momentu wieloletnie tradycje przestały być kultywowane.
Bractwo Miłośników Ziemi Ulanowskiej
Wydawać by się mogło, że tutaj kończy się cała historia. Na szczęście, nic bardziej mylnego. Rok 1991 stał się dla flisactwa przełomowym, ponieważ wtedy to potomkowie orylów i retmanów stworzyli Bractwo Miłośników Ziemi Ulanowskiej pod wezwaniem świętej Barbary. Jego głównym zadaniem była kultywacja dawnych tradycji i obyczajów, a także podtrzymywanie pamięci o flisakach, którzy niegdyś stanowili filar branży transportowej.
W roku 1993, Bractwo zorganizowało pod hasłem “Szlakiem Praojców” tradycyjny spław tratwiany, który odbył się z Ulanowa do Gdańska. Retmani i oryle, którzy w dawnych czasach trudnili się flisactwem, w miesiąc pokonali aż 724 kilometry. Od tego wydarzenia zaczęto regularnie organizować spławy flisackie w różne zakątki Polski – dzięki temu pamięć o flisakach wciąż pozostaje żywa.
Flisactwo na liście UNESCO
W marcu 2021 roku sześć państw – Polska, Hiszpania, Czechy, Austria, Łotwa i Niemcy – złożyło wniosek o wpis flisactwa na Listę Reprezentatywną Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego Ludzkości UNESCO. Warto wspomnieć, że prace nad samym wnioskiem – pod okiem polskiego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego – trwały ponad 2 lata. Wreszcie, 1 grudnia tego samego roku flisactwo zostało oficjalnie docenione przez UNESCO. Co więcej, Komitet do spraw Ochrony Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego uzasadniając swoją decyzję o uwzględnieniu flisactwa na Liście pochwalił wnioskodawców, tłumacząc jak ważna jest współpraca pomiędzy państwami i ochrona narodowych tradycji.